
To był naprawdę zimny i nieprzyjemny jesienny poniedziałek. Kryzys na każdym polu: osobistym, zawodowym, nawet pogoda była okropna. Miałam już wsiąść w auto i wracać do domu po spotkaniu na Saskiej Kępie, kiedy jakaś uporczywa myśl kazała mi iść na kawę w pewne konkretne miejsce – do naleśnikarni, którą bardzo lubiłam.