Z Marcinem Gortatem spotkałam się w rodzinnej Łodzi pierwszego dnia jego wakacji, które zaczął od… treningu na sali. Do tej pory rozmawiałam z nim jedynie podczas wywiadów na żywo, które przeprowadzałam dla „Dzień dobry TVN” z „Marcin Gortat Camp”, czyli akcji dla zdolnych dzieciaków, gdzie trenując setki zdolnych, młodych sportowców jednocześnie uważnie obserwował postępy w grze, cierpliwie robił sobie fotki z politykami, odbierał kolejne nagrody, gratulacje i inne dowody uznania i z precyzją celnego rzutu cierpliwie odpowiadał na pytania dziennikarzy. Pierwszy raz mogę z nim porozmawiać w zupełnej ciszy, bez tłumów i fleszy.
KASIA: Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jaka jest cena Twojego sukcesu. Dyscyplina, mordercze treningi, wyrzeczenia. Czy Ty sam myślisz, że Twój sukces jest wynikiem Twojej ciężkiej pracy, czy to raczej przychylność Boga?
MARCIN: Myślę, że jedno i drugie. Zacznijmy od tego, że byłem wychowywany jako katolik i wierzę w opiekę Boga. Tak długo jak gram w koszykówkę, a gram prawie od 13 lat, przed każdym meczem modlę się, rozmawiam z Bogiem. Naj-śmieszniejsze jest to, że wielu ludzi mówi mi, że rozmawia z Bogiem, ale proszą Go na przykład, żeby zagrać dobry mecz, czy o to żeby zdobyć 30 punktów, a to nie na tym polega, bo równie dobrze ja mógłbym prosić Boga, żeby trafić szóstkę w totka.
KASIA: To o czym Ty z Bogiem rozmawiasz?
MARCIN: Ja proszę Go, żeby zachował mnie w swojej opiece, żebym wystartował w tym meczu zdrowy i zakończył go zdrowy.
KASIA: Jak to, naprawdę nie prosisz Go o sukcesy?
MARCIN: Ja Go o sukcesy nigdy nie proszę. Proszę tylko i wyłącznie o to, żeby dbał o mnie, moją rodzinę i moje zdrowie. To jest dla mnie najważniejsze. Wszystko inne albo da się kupić, albo da się wypracować. To jest tylko kwestia czasu. Więc o tym rozmawiam z Bogiem i oczywiście przyznaję się Jemu też do wielu błędów. Czy jestem takim katolikiem, że robię wszystko według Biblii? Pewnie nie. Miałbym sobie kilka rzeczy do zarzucenia. Z drugiej strony staram się przeżyć to życie w jak najlepszy sposób. Wierzę, że robię bardzo dużo dobra dla innych. Staram się.
KASIA: Jak myślisz, z czego On może być dumny kiedy na Ciebie patrzy?
MARCIN: Myślę, że z tego, że żyję według swojego kodu i mam zasady, których staram się nie łamać. Przede wszystkim kocham i szanuję moją rodzinę. Nie lubię cwaniactwa życiowego i zakłamania. Nie lubię ludzi fałszywych. Mam twarde reguły, według których żyję. Mam przeogromne doświadczenie, jeżeli chodzi o życie. Mieszkałem w trzech różnych krajach o odmiennych religiach, kulturach i spotkałem mnóstwo osób. Nie tylko sport wykreował mój charakter, ale też osoby, na które trafiłem poza parkietem i sportem.
KASIA: Mnie imponuje to, jak umiesz ten sukces wykorzystać
w dobrym celu, to że dbasz o innych, a zamiast kupować nowe auta, inwestujesz w zdolne dzieciaki i pomagasz im spełniać marzenia.
MARCIN: To jest dług wdzięczności, który chcę spłacić. Ktoś kiedyś do mnie wyciągnął pomocną dłoń. Kiedy ktoś mnie prosi, żebym pojawił się na 30 sekund w telewizji najczęściej odmawiam, bo nie mam takiej potrzeby, ale kiedy chore dziecko prosi, że chce się ze mną spotkać, to pójdę na 30 sekund, bo to dziecko będzie się tym cieszyło. Jeśli moje 30 sekund wizyty na treningu ma odmienić czyjeś życie, to to zrobię, a stacji telewizyjnej 30 sekund Marcina Gortata w telewizji nie zbawi. Jestem sportowcem, a nie gwiazdą. Jestem zwykłym człowiekiem, który żyje według swojego kodu.
KASIA: Jak to robisz, że przy takim sukcesie stać cię na taką pokorę, że nie odbiła ci jeszcze tzw. „sodówka”?
MARCIN: (śmiech) Oczywiście, że odbija mi sodówka. Gwarantuję Ci, że każdy sportowiec ma dwie twarze.
KASIA: A ja Tobie gwarantuję, że nie tylko sportowiec, ale każdy człowiek ma dwie twarze, a może i więcej… Wszyscy nosimy jakieś maski.
MARCIN: To prawda. Dlatego staram się pamiętać skąd pochodzę i jakie zasady są w życiu najważniejsze oraz, że nad wszystkim czuwa Bóg.
KASIA: Czy można sukces finansowy, tak spektakularny jak Twój, połączyć z wiarą?
MARCIN: Oczywiście, co do tego nie mam żadnych wątpliwości. To wcale się nie wyklucza, a wręcz odwrotnie. Bóg przecież opiekuje się i chroni nas, a my mamy się opiekować innymi. Ja czuję, że On mnie chroni, opiekuje się mną i moją rodziną. Staram się więc też robić dobre rzeczy w życiu, dzielić się z innymi, być pomocnikiem Boga.
KASIA: Czy Twoja własna rodzina, którą kiedyś chcesz założyć będzie miała fundament zbudowany na Bogu? Mógłbyś związać się z dziewczyną, która nie jest osobą wierzącą?
MARCIN: Ciężko by mi było. W takiej religii się wychowałem i tak chcę wychowywać swoje dzieci. Czy będziemy chodzić codziennie razem do kościoła – nie wiem, ale na pewno będę starał się moim dzieciom zaszczepić tę wiarę, dlatego marzy mi się, żeby moja żona też była wierząca.
KASIA: O co się będziesz modlił w te wakacje?
MARCIN: Bóg przez tyle lat mnie rozpieszczał i mam nadzieję, że będzie nadal czuwał nade mną i moją rodziną. Proszę Go o zdrowie, bo ostatnio jest z tym różnie, a ja mam jeszcze dużo do zrobienia, więc mam nadzieję, że szybko otworzy tego maila ode mnie, bo coś się ostatnio w tym temacie ociąga.
KASIA: Niech przyjdzie odpowiedź na wszystkie Twoje maile. No i samych celnych rzutów :). Cieszę się, że udało nam się porozmawiać. Dziękuję.
Zdjęcia: Tola Martyna Piotrowska tolala.pl
Za pomoc w zorganizowaniu wywiadu dziękuję: Pawłowi Stalmachowi, Jakubowi Kopciowi i Michałowi Micielskiemu czyli Menagmentowi Marcina Gortata, Fundacja Marcina Gortata MG13 mg13.com.pl
Za pomoc w sesji zdjęciowej dziękuję: Agnieszce Marczyk-Stolarz (makijaż i włosy), Poli Gomółce (stylizacja), firmie Bizuu www.bizuu.pl