logo

Cieszę się, że trafiłeś na moją stronę Bóg w wielkim mieście.
Jest to przestrzeń pełna pokoju i światła.

Odetchnij więc głęboko, uspokój zagonione myśli, spójrz w niebo, uśmiechnij się…
Usiądź wygodnie, zaparz sobie ulubioną herbatę i śmiało się rozgość.

BÓG, PRZY KTÓRYM DORASTAM 0
BÓG, PRZY KTÓRYM DORASTAM

Z Krzysztofem Skórzyńskim, dziennikarzem Faktów spotkałam się w „Zielnik Cafe”, czyli w ogródku restauracji „Zielnik” w Parku Dreszera na warszawskim Mokotowie. Na co dzień w samym centrum wydarzeń relacjonuje najważniejsze wydarzenia polityczne i społeczne w kraju i pracuje na najwyższych obrotach, ale mimo to nie widać po nim stresu ani zmęczenia. Przeciwnie. Na spotkanie przyszedł w świetnym humorze: uśmiechnięty, pogodny, życzliwy. Z pasją opowiadał o rodzinnych planach na popołudnie, bo dni wolne od pracy takie jak ten zawsze spędza z żoną i dziećmi.

KASIA: Był jakiś przełomowy moment w Twoim życiu, od którego Ty zacząłeś wierzyć w Boga?

KRZYSZTOF: Wiesz, jestem nudnym katolikiem, ja nie przeżyłem nigdy czegoś takiego, co byłoby wielkim oświeceniem, nigdy nie przeżyłem wielkiego nawrócenia, Duch Święty na mnie nie zstąpił, kiedy klęczałem w kaplicy jasnogórskiej, światło na mnie nie spadło. Zawsze byłem wychowany w Kościele.

KASIA: Kto Tobie zaszczepił wiarę?

KRZYSZTOF: Rodzice. Moja mama pochodzi z Podlasia, z takiego bardzo wierzącego domu, gdzie wiara była ludyczna, kościoły ludyczne. Tata znowu pochodzi z bardzo miejskiej rodziny, natomiast moi rodzice oboje poznali się w Kościele, bo oboje należeli do wspólnoty, jeszcze w latach siedemdziesiątych, potem w latach osiemdziesiątych. Ja jakoś poszedłem potem tą drogą. W roku ’90 pierwszy raz poszedłem na pielgrzymkę do Częstochowy. Potem na dwunastej chyba mojej pielgrzymce poznałem moją żonę, która też chodziła na te pielgrzymki. Potem razem chodziliśmy na te pielgrzymki, a teraz czekamy, aż nasze dzieci urosną i będziemy mogli znowu wrócić.

KASIA: Jakie masz skojarzenia kiedy myślisz: Bóg w wielkim mieście?

KRZYSZTOF: Bóg w wielkim mieście jest gdzieś bardzo głęboko ukryty. Te wielkie miasta często  trochę się wstydzą tego Pana Boga. Dużo łatwiej jest przeżywać i pielęgnować swoją wiarę w małym mieście niż w dużym, gdzie świat zewnętrzny wywiera na tobie jakąś presję.

Miałem niedawno taką sytuację, że byliśmy z moją żoną Anią poza Warszawą w grupie dalszych znajomych. W sobotę mieliśmy imprezę i my mówimy, że się „zawijamy”, bo rano trzeba iść do kościoła. Zdziwienie tych ludzi było nie do opisania. Zaczęli przekonywać: „Jak to rano trzeba iść do kościoła? Stary, nie trzeba iść do kościoła wcale.” Miałem wrażenie, że część tych ludzi wyląduje w kościele następnego dnia też, że oni też pójdą, tylko nie chcą o tym powiedzieć.

KASIA: Dlaczego Twoim zdaniem wstydem jest przyznać się, że idziesz na mszę.

KRZYSZTOF: To bardzo indywidualne. Grzechem byłoby generalizowanie. Często jednak, niestety, Kościół się ludziom kojarzy z czymś, co jest bardzo nienowoczesne, takie zabobonne. Nawet jak ludzie chodzą do kościoła, to wstydzą się o tym mówić. Wiesz, ja mam zawsze problem, gdzie jest ta granica, gdzie jest świadczenie o swojej wierze, a gdzie zaczyna się manifestacja wiary. Ta manifestacja wiary nie jest dobra, jest bardzo pokazowa, wywiera też presję. Nie lubię wywierać presji na ludziach. Pana Boga powinien każdy wybierać po swojemu.

KASIA: A nie miałeś nigdy wątpliwości dotyczących wiary?

KRZYSZTOF: Nawet przedwczoraj, wczoraj, dzisiaj.  Codziennie, to jest jasne. I to najczęściej mam je w kościele, żeby było śmiesznie. Osiem na dziesięć homilii, których słucham, są tak piekielnie nudne, że zazwyczaj myślami jestem kompletnie gdzie indziej.

Czasem mnie nachodzą takie myśli: może chrześcijaństwo to jest taka sekta, której się udało. Cofam się dwa tysiące lat i myślę: było ich dwunastu, poszli sobie, no może dziesięciu poszło, ten zaczął nauczać tu, tamten zaczął nauczać tam. Padli na podatny grunt, zaczęło się to wszystko rozwijać, a my dzisiaj dwa tysiące lat później żyjemy w takiej ułudzie, że Bóg istnieje. Ale wydaje mi się, że dopóki człowiek ma wątpliwości, to świadczy, że stara się myśleć o tej swojej wierze.

KASIA: Co robisz z takimi wątpliwościami? Rozmawiasz z kimś?

KRZYSZTOF: Jest taka pieśń Akwinaty: „Co dla zmysłów niepojęte, niech dopełni wiara w nas”. Jeśli czegoś nie jestem w stanie pojąć, to sobie myślę: „Dobra, jeśli to jest dla zmysłów niepojęte, to wchodzi wiara”. Bardzo często ludzie przeciwstawiają wiarę wiedzy, zwróć na to uwagę. Jest taka encyklika Fides et ratio, czyli wiara i rozum. I papież stara się tam udowodnić, że wiara nie jest odseparowana od rozumu. Po to jest nauka, która się nazywa teologia, po to są nauki o Kościele, żeby wiele rzeczy pojmować wiedzą. A gdzie ta wiedza się kończy, zaczyna się wiara.

KASIA: To działa? Przychodzi w końcu ta wiara, że to całe chrześcijaństwo to coś innego, niż sekta?

KRZYSZTOF: Wtedy sobie przypominam o kobiecie, która miała nie urodzić dziecka, bo była bezpłodna, bo miała ciążę pozamaciczną, a rodzi szczęśliwe dzieci, bo się modliła. Potem słyszę historię jakiegoś nawrócenia, totalnego. Potem słyszę o historii demonicznej, z pogranicza nauki o egzorcyzmach, i to wszystko słyszę od ludzi bardzo mi bliskich. Kiedy mnie dopadają wątpliwości, to takich historii wokół mnie się pojawia parę, a ja naprawdę stąpam twardo po Ziemi.

KASIA: Czyli wygląda na to, że mimo tego zdroworozsądkowego podejścia jednak dostajesz znaki?

KRZYSZTOF: Tak. Na to wygląda. Rozumiesz, jest taki message pod tytułem: Stary, OK., powątpiłeś sobie, to teraz masz, udowadniamy. I u mnie to tak działa. Pamiętam, że mój znajomy ksiądz powiedział, że prawdziwa wiara się kończy, kiedy w stu procentach uwierzysz, to znaczy, kiedy już przestajesz sobie zadawać pytania. A dopóki zadajesz sobie pytania, to cię też zmusza, żeby dbać o tę wiarę, żeby ją pielęgnować.

KASIA: Czyli to dobrze, jeśli się ma wątpliwości? Bo ja też je często mam.

KRZYSZTOF: Miałem takie momenty, kiedy sobie zarzucałem: Kurde, człowieku, nie powinieneś, bo to grzech, trzeba się z tego wyspowiadać. I pamiętam, że kiedyś próbowałem się z tego wyspowiadać, ksiądz mnie wyśmiał. Powiedział: „Słuchaj, stary, ja się przedwczoraj zastanawiałem, czy Bóg istnieje. Stary, ja też mam wątpliwości. Więc nie jest tak źle.”

KASIA: Skoro jest tyle niewiadomych, skoro jest tyle pytań, to co jest najważniejsze, jakbyś miał uchwycić Boga w butelce, to co by w tej butelce było?

KRZYSZTOF: Myślę, że to są relacje z ludźmi. Jeśli miałbym znaleźć Boga, to bym Go szukał w relacjach z ludźmi. Nie chcę popaść w żaden patos, nie znoszę w ogóle patosu, nie znoszę ludzi, którzy popadają w patos, natomiast wydaje mi się, że Boga najłatwiej znaleźć w relacjach z ludźmi, z ludźmi bliskimi albo takimi, którzy ciebie potrzebują. Tam Go jesteś w stanie uchwycić w sposób materialny.

Jak ja jestem totalnie skłócony z moją żoną, to zawsze godzimy się, bo w tym wszystkim pojawia się Pan Bóg. Potem patrzę na tę moją żonę i myślę sobie: kurde, dziewczyno, spędziłem z tobą dziesięć lat, znamy się dwanaście, z jakiegoś powodu jesteśmy razem, z jakiegoś powodu spotkaliśmy się, bilans naszego wspólnego życia jest absolutnie na plus i tu właśnie widzę działanie Boga.

To był przykład jeden z wielu, wydaje mi się, że jak tutaj rozmawiamy, to też jesteśmy w stanie Pana Boga uchwycić. Mam wrażenie, że jak siedzimy w parku i rozmawiamy o Panu Bogu, to ten park jest inny, niż gdybyśmy rozmawiali o dupie Maryny. Wiesz, co mam na myśli?

KASIA: To więcej Go w tych relacjach czy raczej w tym parku?

KRZYSZTOF:  To jest trochę jak mierzenie cukru w cukrze. Ja uważam, że najłatwiej uchwycić Pana Boga w relacjach z ludźmi, łatwiej je pielęgnować, łatwiej je naprawiać, kiedy w tym wszystkim jest Pan Bóg.

KASIA: Masz na myśli siłę sakramentu?

KRZYSZTOF: O nie, nie, poczekaj, nie chcę się w tym momencie odwoływać do przykładu małżeńskiego, nie, nie, broń Boże. Ja mówię o wielu innych relacjach. Powiem ci, że jak u mnie w pracy jest strasznie źle, już ledwo żyję, ledwo stoję, nie wychodzę z tej roboty, psychicznie jestem zmęczony, to wtedy jak uciekam w modlitwę albo uciekam w myślenie o Panu Bogu, zwykłe myślenie, nie w koronkę, nie w różaniec, bo w tym jest najlepsza moja żona, to mija. Czarne chmury przechodzą, humor mi się poprawia, jest mi łatwiej, lepiej mi wstać do roboty, mija mi zmęczenie.

KASIA: Wystarczy zwykła myśl?

KRZYSZTOF: Tak. Czasem mam wrażenie, że wykorzystuję tego Pana Boga w sytuacjach, kiedy jest mi źle. Trochę o Nim zapominam, kiedy jest wszystko dobrze. Powiem brutalnie – najłatwiej uchwycić Pana Boga w sytuacji, kiedy jest ci źle, i ja nie odkryję tutaj Ameryki.

KASIA: Ojciec Krzysztof Pałys, dominikanin, powiedział mi, że w momencie, kiedy ogarnia nas ciemność, trzeba patrzeć w kierunku światła.

KRZYSZTOF: Wiesz, to prawda. Ja tak mam.

KASIA: Myśl o Bogu to jest sprawdzony sposób na kryzysy wiary?

KRZYSZTOF: Wiara jest sprawą tak cholernie indywidualną, tak bardzo indywidualną, że szukanie jakichś uniwersalnych recept jest drogą donikąd.

KASIA: Bywa, że my się tą wiarą zasłaniamy, uciekamy od siebie i prawdziwego życia?

KRZYSZTOF: Regularnie próbujemy.

KASIA: Jak tego uniknąć?

KRZYSZTOF: Życie jest pragmatyczne, ale nie można odseparowywać wiary od swojej codzienności. Niebezpieczne jest, kiedy ludzie wierzący zaczynają wszystko tłumaczyć wiarą, każdy problem; starać się przezwyciężyć każdy problem wiarą – tak, ale nie usprawiedliwiać wiarą. Znam takich ludzi, którzy nie rozwiązują swoich problemów, tylko siadają vis-a-vis siebie i mówią: Jezus nas kocha, nie płacz, kochanie, Jezus jest z nami, pomodlimy się… I te problemy istnieją gdzieś dalej. Bóg dał człowiekowi wolną wolę, On nie będzie za nas rozwiązywał wszystkich problemów. OK., możemy zapukać do drzwi, możemy poprosić o pomoc, ale problemy są od tego, żeby je rozwiązywać.

 

KASIA: Jaki jest Twój sposób, żeby nie wpaść w taką pustą martwą wiarę, która jest tylko przykrywką?

KRZYSZTOF: Praca. Praca nad samym sobą, nie tylko modlitwa. Siostry klauzurowe są od tego, żeby się za nas tylko i wyłącznie modlić i sadzić warzywka. My jesteśmy od tego, żeby te nasze problemy też rozwiązywać. Znam parę związków, które się rozwaliły tylko dlatego, że jedna strona uznała, że nie będzie rozwiązywać tych problemów, tylko za każdym razem latała do kościoła, gdy coś się działo. Latała do kościoła, klękała i się modliła. Nie starała się diagnozować tych problemów, co jest nie tak, co należy poprawić, co można poprawić. Bóg – moim zdaniem chce, żebyśmy dorastali w wierze a nie w niej wegetowali.

KASIA: Czyli: „Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a pracuj tak, jakby zależało od ciebie?”

KRZYSZTOF: I to jest esencja wolnej woli.

KASIA: Bóg w wielkim mieście – wspomniałeś że On jest też w tym parku. Jak to rozumiesz?

KRZYSZTOF: Zwyczajnie. On jest wszędzie, także tutaj z nami teraz w tym parku, w tej zbliżającej się burzy. Wystarczy, że sobie o tym przypomnę i ten park nie jest już tym samym parkiem. Jest przepełniony Jego obecnością.

Kasia: Nawet chmury ułożyły się w kształt serca na potwierdzenie Twoich słów i wypogodziło się, a zanosiło się na burzę. Dziękuję za rozmowę.

Zdjęcia: Tola Martyna Piotrowska tolala.pl

Miejsce: Zielnik Cafe, Odyńca 15 (Park Dreszera), Warszawa

 

Komentarze do wpisu (0)

Chmura tagów
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl