logo

Cieszę się, że trafiłeś na moją stronę Bóg w wielkim mieście.
Jest to przestrzeń pełna pokoju i światła.

Odetchnij więc głęboko, uspokój zagonione myśli, spójrz w niebo, uśmiechnij się…
Usiądź wygodnie, zaparz sobie ulubioną herbatę i śmiało się rozgość.

BÓG, KTÓRY NAPEŁNIA POKOJEM 0
BÓG, KTÓRY NAPEŁNIA POKOJEM

Z Idą Nowakowską, tancerką, aktorką i jurorką popularnego telewizyjnego show You Can Dance – Po prostu tańcz!, która na co dzień mieszka w Los Angeles, spotkałam się podczas jej wizyty w Warszawie. Aż trudno uwierzyć, że mimo tak młodego wieku Ida ma na swoim koncie występy na najważniejszych musicalowych scenach od warszawskich teatrów muzycznych po Metropolitan Opera w Nowym Jorku i główną rolę w filmie u boku Stevena Seagala. Łatwiej zrozumieć ten sukces, poznając Idę bliżej. Kiedy spotykamy się na dziedzińcu Cafe Lorentz w jej pierwszy wolny od miesięcy dzień, mimo zmęczenia wita mnie promiennym uśmiechem. Momentalnie zjednuje moje serce i już po chwili mam wrażenie, jakbyśmy znały się od zawsze.

KASIA: Twój post na Instagramie, w którym dzielisz się wiadomością, że wybierasz się do kościoła na „oczyszczanie duszy”, wywołał lawinę komentarzy. Czy taka reakcja cię zaskoczyła?

IDA: Ja w ogóle wrzucam na Instagram dużo zdjęć kościołów, bo je uwielbiam – zwłaszcza katedry – więc jeśli tylko jestem w jakimś miejscu kultu, to podziwianie jego piękna jest dla mnie przyjemnością i lubię się nią dzielić. Reakcja na ten post zupełnie mnie zaskoczyła. Wrzuciłam go spontanicznie, ale jeśli już spodziewałam się jakiejś reakcji, to prędzej pojawiającego się od razu hejtu, że się afiszuję ze swoją wiarą, że jestem głupią katoliczką, a stało inaczej. Po jego przeczytaniu ludzie się nagle otwierają. Mówią, że on pokazuje, że można być fajną i zarazem wierzącą osobą. Mimo tego wyznania nadal jestem uważana za osobę fajną (śmiech).

KASIA: Bycie osobą fajną i wierzącą – to się kłóci?

IDA: Mam tu w Warszawie dużo znajomych, którzy totalnie hejtują Kościół, czasami robią sobie żarty i droczą się ze mną, powtarzając: „Poszła Ida do kościoła”. Ja się wcale na te żarciki nie obrażam i mówię: „Tak. Poszłam do kościoła i było super”.

W Polsce w ostatnim czasie łatwiej jest być otwartym ateistą, który w ogóle w nic nie wierzy, niż katolikiem. Katolik mylnie kojarzony jest z kimś zamkniętym i nietolerancyjnym. Ja jestem wychowana w wierze katolickiej i od zawsze jestem osobą wierzącą, bez wielkich zakrętów, a przy tym zawsze byłam otwarta na ludzi. Mam różnych znajomych: począwszy od bardzo wierzących, na przykład Żydów, po zupełnych ateistów, którzy nie wierzą nawet w swój ateizm. Naprawdę ich wszystkich szanuję i lubimy się. Jedno drugiego nie wyklucza.

KASIA: Jak mówisz swoim niewierzącym kolegom o twoim Bogu?

IDA: Wiara to najlepsza rzecz, jaka mi się w życiu zdarzyła, i chcę się nią dzielić, ale nie mogę mówić mojemu koledze, który nie wierzy w nic, rzeczy w stylu: „Jesteś beznadziejny, bo nie wierzysz”, albo „To jest złe”. Staram się mówić o tym, co jest dobre w moim życiu. Pokazać swoim zachowaniem, co jest dobre, co jest światłem – bo to jest właśnie Bóg. Mówię o tym, że z Nim jest super.

KASIA: Kim jest ten Bóg, w którego wierzysz?

IDA: Zawsze się modliłam, powierzałam Bogu wszystko, co się działo w moim życiu. Rozmawiałam z Panem Bogiem codziennie, opowiadałam Mu, co u mnie, dziękowałam i prosiłam Go o różne rzeczy. Czasami się zastanawiałam, czy to nie jest egoistyczne podejście: czegoś chcę i wtedy modlę się do Boga, bo mam nadzieję, że On mi to da – ale ja z Nim po prostu tak szczerze rozmawiam, jak córka, bo On jest najlepszym Tatą.

KASIA: A jak się modlisz najczęściej?

IDA: Najczęściej dziękuję i proszę. Bóg jest nieodłączną częścią mojego życia, każdą chwilą. Ta relacja z Nim się zmienia. Bo w życiu jest tak, że im trudniej ci jest, tym bardziej szukasz Boga. Poszukujesz kogoś większego, kto ci pomoże przejść przez wszystkie trudności.

KASIA: A kiedy było ci najtrudniej? Przez jakie największe trudności i mroki On cię bezpiecznie przeprowadził?

IDA: Wierzę, że kiedy coś mi nie wychodzi, nie dostaję czegoś, na czym mi zależy, to Pan Bóg ma dla mnie jakiś plan. Wiesz, dwa lata temu zmarł mój tata. W tym samym czasie brat mojej mamy chorował na raka i również umarł w strasznych cierpieniach. Przeżyłam to wszystko właśnie dzięki wierze. Nie mówię o tych wydarzeniach, bo to nadal boli. Poza tym każdy ma swoje problemy. Jestem pewna, że nie ma na ziemi osoby, która by nie przeżyła jakichś strasznych rzeczy. Śmierć taty i wujka to był ten moment, kiedy u mnie wszystko dobrze się działo i nagle jakby mi się osunęła ziemia pod nogami. W pewnym momencie znienawidziłam Pana Boga. Pytałam Go, dlaczego mi to robi, dlaczego mi odbiera najbliższe osoby.

KASIA: Myślę, że wiele osób, które straciły kogoś bliskiego, wie, o czym mówisz. Ja wiem… Jak udało ci się pogodzić z Bogiem mimo bólu i straty?

IDA: Od śmierci mojego taty minęły już dwa lata, dziś mam przede wszystkim pokój w sercu. Musiałam zrozumieć, że śmierć jest nieodłączną częścią życia, ale nie oznacza to, że Bóg nie jest dobry. Dotarło do mnie, że naprawdę wszyscy odejdziemy. Zrozumiałam, że moja kariera, moje działanie nie są najważniejsze. Nabrałam dystansu. Wydoroślałam.

Tata był pisarzem, poświęcił się swojej sztuce – i co? To ja zasypiam dziś, pamiętając o nim, a nie jego czytelnicy. Był geniuszem, jego książki są fantastyczne, na pewnym etapie historii Polski były bardzo ważne. Tata za swoje ideały trafiał do więzienia, poświęcił się im, za swoją działalność dostał potem odznaczenia od państwa. Naprawdę jestem z niego dumna. Marek Nowakowski – to imię i nazwisko, które na zawsze zostanie na kartach historii Polski. Miał kolegów, ludzi, którzy go szanowali i podziwiali, ale jestem pewna, że oni nie zasypiają dziś, myśląc o nim, tak jak to robię ja. Bo ja byłam jego rodziną i ja go nadal kocham. Odkryłam, że miłość jest silniejsza niż śmierć.

KASIA: Co ci pomagało przejść przez żałobę?

IDA: Wtedy, kiedy było mi najtrudniej, Pan Bóg nie zostawił mnie samej. Dał mi wtedy kogoś, kto dziś jest moim mężem. Na początku strasznie się na nim wyżywałam, odreagowywałam na nim cały ból i bezsilność. Nie byłam wówczas tak pozytywną Idą jak teraz. Nie chciałam się przywiązywać do nikogo. Walczyłam z tym uczuciem. Chciałam być Zosią Samosią. Myślałam: sama pójdę przez świat, nie potrzebuję ani ojca, ani nikogo innego, bo wszyscy i tak ode mnie odejdą. To była reakcja obronna. Ucieczka, a w środku paraliżujący strach. Bardzo odpychałam mojego męża. Trzy razy zrywałam zaręczyny. Było naprawdę ciężko, ale on się nie poddał. Jesteśmy dziś szczęśliwym małżeństwem.

KASIA: Jak ci się udało odzyskać taką radość i pogodę ducha po tym wszystkim?

IDA: To, że jestem taka spokojna i pogodna, bierze się stąd, że Pan Bóg mi daje siłę. Jestem jak tancerka na scenie, a On prowadzi moje stopy lekko i delikatnie. Ta pogoda ducha pomaga mi przejść przez kolejny dzień, choć cały czas pamiętam o tym, co było i jest trudne.

KASIA: Co jest dla ciebie tu i teraz najważniejsze?

IDA: Najważniejsze jest żyć w zgodzie z samym sobą. Budzić się z poczuciem czystości. Móc uczciwie, z czystym sumieniem patrzeć w lustro. Nie dać się zakrzyczeć, nie dać sobie czegoś wmówić. Nie oszukiwać się, nie ulegać głupiej modzie. Łatwo jest siebie oszukać, kiedy naokoło wielu doradców.

KASIA: Co daje ci siłę, aby płynąć pod prąd, kiedy większość ludzi dookoła ciebie płynie dziś z prądem?

IDA: Siła płynie z modlitwy. W Los Angeles nie ma, niestety, tylu kościołów, co w Warszawie, ale chodzę do parafii polskiej. Mam tam fajne połączenie z Polską: kościół jest pod wezwaniem Matki Bożej Jasnogórskiej. Tam właśnie brałam ślub. Tam chodzę i tam odnajduję spokój. To jest miejsce mojego detoksu. Czasami, kiedy jestem w wirze wydarzeń i nie wiem, co zrobić, idę tam po radę.

KASIA: Gdzie na co dzień jest Bóg w wielkim mieście? Gdzie Go można spotkać?

IDA: Dla mnie On jest wszędzie. Tak jak już mówiłam, uwielbiam kościoły i oczywiście szukam Go tam, ale nie tylko. W Warszawie odnajduję Go w architekturze, w tym, że ktoś wymyślił katedrę, zaprojektował całość, we wszystkich zdobieniach, w każdej pracy, którą ktoś wykonuje na Jego chwałę. Kiedy jestem w Warszawie i idę gdzieś na spotkanie, uwielbiam po drodze usiąść sobie w kościele i pomodlić się. Dla mnie nasze katedry są piękne. Kościół katolicki to jest polskość, to są moje korzenie, moja tożsamość.

W Los Angeles jest mniej kościołów. Tam wszędzie jeżdżę samochodem, więc nie mogę sobie tak przystanąć na chwilę. Dla mnie w Los Angeles Bóg jest w naturze. Ponieważ tyle czasu spędzam w aucie, to kiedy widzę te góry, słońce – wtedy się modlę. Mój mąż się ze mnie śmieje, że dlatego lubię korki w Los Angeles. Tam są korki zawsze i wszędzie, a ja sobie w tym samochodzie siedzę i zamiast się denerwować, gadam wtedy z Bogiem. Widzę góry w oddali, jadę na jakiś casting i myślę sobie, że te góry będą trwać i wyglądać pięknie, czy ja dostanę tę rolę, czy nie. Tak jest dla mnie z Bogiem w wielkim mieście.

Często sobie z mężem chodzimy nad ocean. Patrzę na horyzont, niekończącą się taflę wody – i w tym też jest Bóg. Tego żaden naukowiec nie mógłby zbudować na podstawie jakichś swoich matematycznych rozwiązań. To jest coś większego, coś niesamowitego, piękno i wolność. To jest Ktoś, kogo nie można po prostu ogarnąć umysłem.

 

Fot. Tola Martyna Piotrowska tolala.pl

Miejsce: Cafe Lorentz, Al. Jerozolimskie 3, Warszawa

Komentarze do wpisu (0)

Chmura tagów
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl