logo

Cieszę się, że trafiłeś na moją stronę Bóg w wielkim mieście.
Jest to przestrzeń pełna pokoju i światła.

Odetchnij więc głęboko, uspokój zagonione myśli, spójrz w niebo, uśmiechnij się…
Usiądź wygodnie, zaparz sobie ulubioną herbatę i śmiało się rozgość.

BÓG, Z KTÓRYM KOCHAM PIĘKNIEJ 0
BÓG, Z KTÓRYM KOCHAM PIĘKNIEJ

Z Agnieszką Amaro, menedżerką i żoną Modesta Amaro, a także mamą Karoliny, Zuzanny, Nicolasa i Gabriela, spotykamy się w ciepłe popołudnie,  na tarasie ich pięknego domu na warszawskim Wilanowie. Agnieszka wygląda niezwykle kobieco w sukience w kwiaty i rozwianych blond włosach. Kiedy przychodzę, biega po całym domu, na zmianę pomagając w czymś synowi, który zadaje setki pytań, konsultując coś w kuchni z córkami, z których jedna chce pożyczyć jej ulubiony płaszcz, i karmiąc najmłodszego synka. Myślę sobie: a więc właśnie tak wygląda supermama w akcji.

Agnieszko, jakie masz skojarzenie ze słowem „kobiecość”? Czym ona dla ciebie jest?

Kobiecość to jest to wszystko, czego brakuje mężczyznom. Ale to jest też piękno i pewna subtelność. Tak mi się właśnie kojarzy kobiecość, z delikatnością i trochę z ukrytą w nas, kobietach, tajemnicą, z której w sytuacjach nieprzewidywalnych wydobywa się siła. Jako kobiety potrafimy odnajdywać się w zaskakujących momentach.

Mówisz „delikatność i piękno”, ale to jednak ty jesteś menedżerem w swojej rodzinie.

Delikatność, piękno to są pierwsze skojarzenia. Ale kobiecość to jest też subtelne, a zarazem przepełnione siłą mierzenie się z trudnymi sytuacjami. Można to połączyć tylko dzięki kobiecemu zmysłowi, mimo że subtelność nie kojarzy się dziś z siłą. Odnajduję też kobiecość w spojrzeniu mojego męża. Kiedy na mnie patrzy, czuję się kobieco.

A co jest szczególnego w tym spojrzeniu?

Jest w nim wszystko. Te emocje, które mogę sobie tylko wyobrazić. To jest takie spojrzenie, w którym widzę siebie i swoją kobiecość jak w lustrze. Oprócz pożądania jest w nim po prostu miłość. To jest też spojrzenie rozczulające, pełne ciepła, i zawiera się w nim to, czego nie da się wyrazić słowami. Ale gdy jesteśmy wśród ludzi, to spojrzenie staje się inne, mówi: ty jesteś moja, a ja jestem twój. Wyraża wzajemne oddanie.

Mówi się, że za sukcesem każdego mężczyzny stoi silna kobieta. Czy tak jest z wami?

Myślę, że to prawda. To znaczy, z pewnością mój mąż dostał ogromny dar od Pana Boga w postaci talentu. Każdy mężczyzna posiadający talent jest jak taki nieoszlifowany diament, a żeby go oszlifować, potrzebne są ręce kobiety. Widzę, jak bardzo się uzupełniamy. On też wiele rzeczy we mnie po prostu odnajduje i je ulepsza. Jesteśmy dla siebie nawzajem motywacją.

{…}

Dużo się dzieje w naszym życiu i faktycznie to Modest tak naprawdę odnosi sukces. Ale ja jestem z niego bardzo dumna. Jest mi tak dobrze. Wiem, że moja rola jest inna i ja się z tą rolą godzę. To nie jest tak, że się buntuję, że chcę zostać jakąś gwiazdą numer jeden i zacznę robić zupełnie inne rzeczy. Nie, absolutnie nie, i to nie wynika z żadnej mojej skromności, nie o to chodzi.

Po prostu ja się naprawdę spełniam w tym, że mogę go odciążyć, sprawiać mu radość i patrzeć, jak on się cieszy. Cieszy mnie, gdy jest szczęśliwy i zadowolony. Nieraz mi mówił, że jestem w czymś niezastąpiona. I to daje mi satysfakcję, że właśnie w jego oczach jestem tą kobietą, która też wypełnia jakąś ważną przestrzeń w jego życiu.

Nie wyobrażam sobie, że Modest mógłby zamknąć za sobą drzwi w pracy, przyjść do domu, a ja miałabym powiedzieć, że mnie to nie dotyczy.

Porozmawiajmy o miłości. Mam wrażenie, że jesteście taką parą nierozłączną.

Tak, nie lubimy być oddzielnie. To nie ma nic wspólnego z kontrolą ani z odbieraniem sobie wolności, która dzisiaj jest modnym słowem, choć moim zdaniem trochę nadużywanym. My po prostu bardzo lubimy być ze sobą. Przykładowo, kiedy Modest jedzie na drugi koniec Polski na jakieś spotkania, to zawsze po nich wraca do nas, do domu, mimo że ma zapewniony nocleg na miejscu.

Z czego to wynika? Ta potrzeba bycia razem?

Myślę, że to jest to, co mówi Pan Bóg: kobieta i mężczyzna przez sakrament małżeństwa stają się jednością. I my bardzo mocno to czujemy, że jesteśmy jedno. Jesteśmy jedno w myśli, jesteśmy jedno w czynie i już naprawdę mało jest sytuacji, które nas zaskakują, za to mamy sporo takich, które potwierdzają, że my naprawdę myślimy podobnie.

Na przykład? Jaka to była sytuacja?

To są takie zwykłe, codzienne sytuacje. To, że podobnie myślimy, jest już dla nas na porządku dziennym. Wydaje się jakąś taką normą, ale zarazem to jest niezwykłe. Myślę, że doskonale to rozumieją osoby zakochane.

Pamiętam, jak po naszym sakramencie małżeństwa, kiedy ksiądz tak wyraźnie nam powiedział, że jesteśmy jedno, poszłam na mszę świętą sama i podczas rozdawania komunii dostałam połówkę hostii, która normalnie jest przeznaczona dla księdza. Wróciłam bardzo szczęśliwa do domu i od razu opowiedziałam o tym mężowi. Ucieszył się. Za godzinę on też był na mszy, w zupełnie innym kościele, i przytrafiło mu się to samo. Również dostał połówkę hostii. Dla mnie to był taki znak, że naprawdę jesteśmy jednością.

Była też inna historia. Pojechałam sama z naszym synkiem Nicolasem na wakacje do Grecji. Modest w tym czasie był na festiwalu w Łodzi. Kiedy wracał w nocy, miał wypadek samochodowy. Bardzo poważny. Samochód nadawał się do kasacji. Jakimś cudem jemu się nic nie stało, dlatego postanowił z samego rana pojechać do Łagiewnik podziękować, że wyszedł z tego bez szwanku. Rano wsiadł w mój samochód i pojechał do Krakowa. Okazało się, że na mszy był również nasz znajomy, który akurat wchodził z pielgrzymką, i tak została zaaranżowana ta sytuacja, wiemy przez Kogo, że mąż został poproszony o drugie czytanie. A ja w tym czasie poszłam do kościoła na greckiej wyspie. To był jedyny katolicki kościół i w tym samym czasie ja również czytałam drugie czytanie. Pan Bóg jakby pokazał, że jesteśmy jedno, tak to czułam. Jak zadzwoniłam do Modesta i się okazało, że on też miał drugie czytanie i to było o tej samej godzinie, to byliśmy mocno poruszeni. Jeśli chodzi o jedność małżeństwa, dostajemy tych znaków dużo.

Jaka jest w ogóle wasza historia?

Myślę, że historie wszystkich par są niezwykłe, szczególnie dla nich, ale obydwoje pamiętamy z tych pierwszych chwil przede wszystkim to, że pomimo obcych osób wokół patrzyliśmy na siebie tak, jakby świat nie istniał, nie chcieliśmy się rozstać, a miliony pytań w naszych głowach, które można skrócić do: kim jest ta kobieta?, kim jest ten mężczyzna?, nie dawały nam spokoju na tyle, że już tej samej nocy po pierwszym spotkaniu w rozmowie telefonicznej wyznaliśmy sobie miłość i zaplanowaliśmy wspólną przyszłość, która dokładnie teraz się realizuje.

Właściwie jesteście chyba jedną z najbardziej zakochanych par, jakie znam.

To prawda. Tak już mamy. Znajomi żartują, że jesteśmy trochę jak nastolatkowie. Nawet kiedyś nasi sąsiedzi się dziwili, że my nadal chodzimy za rękę. Ale muszę powiedzieć, że to dopiero Pan Bóg zmienił wszystko w naszych relacjach. Jak On się pojawił, to pojawiła się też pełnia miłości. Bezgranicznej, takiej, że nie ma dla niej nic niemożliwego.

Czyli to jest po prostu jakiś inny poziom porozumienia?

To jest taki fundament, bez którego dzisiaj wiemy, że nasz związek nie miałby szans się rozwijać. Nie miałby szans bez Pana Boga. Po prostu bez Boga nie jest możliwe bycie w związku, w którym są kryzysy. A wiadomo, że w każdym kiedyś w końcu jakieś przyjdą.

Rozumiem, że może się tutaj zaraz ktoś oburzyć i powiedzieć: „O nie, moje małżeństwo także jest cudowne, a nie wierzę w Pana Boga”. Mnie też się tak wydawało. A chociażby taka zazdrość potrafi nieraz niszczyć nawet pozornie idealne związki, zaś ludzie zamiast wzrastać razem w jedności, oddalają się od siebie.

Wy też byliście o siebie zazdrośni? Oboje jesteście atrakcyjnymi ludźmi.

Bywaliśmy bardzo o siebie zazdrośni. Tacy zaborczy wręcz. I to w dwie strony. I Pan Bóg nas z tej zazdrości wyleczył.
To jest tak, że jeżeli masz fundament, jeżeli wyznajesz określone wartości, to wiesz, że nie zrobisz kochanej osobie żadnej krzywdy. Nigdy. Jeżeli Pan Bóg jest na pierwszym miejscu, to w twojej głowie nie pojawi się nawet myśl, żeby ta osoba została przez ciebie skrzywdzona. I jasne, że się kłócimy. Jesteśmy tylko ludźmi, a ludzie czasami upadają.

Oboje mamy żywy temperament i potrafimy czasem na siebie krzyknąć. Ale mimo tego fundament jest niezmienny. Wiemy, że to Pan Bóg stwarza sytuacje codzienne i jest w nich obecny. A my dzięki Niemu odnajdujemy w naszym małżeństwie prawdziwą rolę kobiety i prawdziwą rolę mężczyzny. Doskonale się uzupełniamy właśnie dzięki Panu Bogu.

Co dokładnie Pan Bóg zmienił w waszym małżeństwie? Żyliście przecież latami jako małżeństwo cywilne bez sakramentu i też się kochaliście. Dlaczego się zdecydowaliście na sakrament?

Wszystko się zmieniło. Dziś już nie wyobrażam sobie, żeby żyć w dobrej relacji z Panem Bogiem i nie pozałatwiać pewnych spraw, które na nas ciążyły i które nie były w zgodzie z Jego słowem.

Ale przecież ludzie często dziś mówią, że można być szczęśliwym bez Boga i że Kościół nie jest im do niczego potrzebny.

Nam też się tak wydawało. Mówiliśmy: „Jak to, przecież jesteśmy małżeństwem, tak? Od wielu lat. Mamy dzieci, wychowujemy je razem. Co tu może zmienić taki jeden dzień?”. Bo trzeba wysiłku, żeby poznać Pana Boga. Trzeba się do Niego zwrócić, wyciągnąć rękę. Jeśli się to zrobi, to zaczyna się Go bliżej poznawać, a za tym idzie pragnienie robienia tego, czego Pan Bóg od nas oczekuje. Wtedy okazuje się, że sakrament małżeństwa jest ogromnie ważny. Bo to nie jest tylko podpisanie jakiegoś tam kolejnego aktu czy deklaracji, czy też piękna uroczystość w kościele. Musimy sobie zdać sprawę, że obydwoje, mężczyzna i kobieta, stając przed ołtarzem, ślubują sobie w obecności Pana Boga, że stają się jednym. Już do końca. Do końca życia będą stanowić jedność.

Kiedyś pewien ksiądz powiedział mi: „Jak właściwie może istnieć wolny związek? Przecież jak już jest, to albo się go wiąże i przestaje być wolny, albo staje się totalną wolnością”. A w takim totalnie wolnym związku możemy wszystko. Możemy wstać, zamknąć drzwi i wyjść. Nie chodzi tu o jakiś przymus, nie jest tak, że Pan Bóg nas zmusza do wzięcia ślubu, a jak do niego dojdzie, to już nic nie mogę. Tylko należy to zrobić z pełną świadomością i odpowiedzialnością za drugą osobę, pamiętając, że ja i mój mąż stajemy się jednym ciałem, jedną osobą. Dla Pana Boga taki właśnie związek jest nierozerwalny. Bo jak można jedno ciało podzielić? Owa jedność przekłada się na to, że jeżeli ja będę nieszczęśliwa w małżeństwie, to mój mąż również.

Jesteście lepszym małżeństwem teraz? Szczęśliwszym? Bliższym?

Na pewno szczęśliwszym, bo wcześniej nie znaliśmy tego prawdziwego szczęścia. Wtedy oczywiście wydawało nam się, że to była pełnia szczęścia. Ale dzisiaj, wiedząc, jak się przeżywa szczęście w związku sakramentalnym, w którym całe nasze życie jest podporządkowane tym wartościom, widzimy, że tamte uczucia były tylko namiastką szczęścia. Jak sobie zdaliśmy sprawę, czym w oczach Boga jest małżeństwo, że rodzina dla Pana Boga jest na pierwszym miejscu, to zmieniło się nasze życie. Dzisiaj uczymy się kochać od Tego, który jest miłością.

Dzisiaj często pomija się ogromną rolę rodziny, pewnie wynika to z tego, że dużo młodych osób właśnie w rodzinie doznało odrzucenia. Chcę powiedzieć, że każdego z nas, naszą osobowość, ukształtowała właśnie rodzina, dlatego my szczególnie czujemy na sobie odpowiedzialność za nasze dzieci: to, co im przekażemy w młodości, kiedyś zaowocuje, i nie wierzę w teorie, że jak dorośnie, podejmie decyzję – wtedy będzie już o wiele za późno. Z naszego punktu widzenia wartości, które dał nam Pan Bóg, są najlepszym przewodnikiem po życiu dla człowieka. Nasi rodzice nas wychowywali i zarazem kształtowali. Przypomnijmy sobie, jak ważne jest dla nas to, kim są nasi rodzice i jak się o nas troszczą. Żeby w tym zwariowanym dzisiaj świecie pokazać naszym dzieciom, jakie się liczą wartości, co tak naprawdę jest fundamentem, potrzebna jest silna rodzina.

Dlatego tym bardziej sakrament małżeństwa, to scalenie na gruncie bezgranicznej miłości, ma dla mnie tak ogromną wartość. Bo to nie jest byle jaka deklaracja. To jest deklaracja, która wiąże nas przed Panem Bogiem. Zależy mi, żeby On nam pobłogosławił. To jest dla mnie najważniejsze. Świadomość, że dostaliśmy błogosławieństwo, że jesteśmy jednością, pomaga w przyjęciu i udźwignięciu odpowiedzialności, że teraz moje życie wpływa na życie tej drugiej, ukochanej osoby. To, w jaki sposób wychowujemy dzieci, w jaki sposób ze sobą rozmawiamy, w jaki sposób sobie przebaczamy, w jaki sposób się godzimy, w jaki sposób potrafimy powiedzieć „przepraszam”, w jaki sposób zapominamy o sobie, żeby druga osoba była szczęśliwa, pochodzi od Pana Boga. Znika egoizm. I nie ma dla mnie dzisiaj piękniejszych sytuacji niż te, kiedy mogę coś dać drugiej osobie.

Rozmawiałam kiedyś z pewnym księdzem i on powiedział mi, co go podnosi z upadku. Mianowicie robienie rzeczy, które są dla niego trudne. Bo on dzięki temu przezwycięża siebie. Wtedy przychodzi ulga. I tak właśnie jest w związku, w relacji, w małżeństwie. Jeżeli postawimy tylko na siebie, to nie wygramy.

A Pan Bóg mówi: odpuść, pokochaj to, co w tej osobie jest słabego. Więc jeśli nawet widzę, że mój mąż gdzieś nie domaga, pojawia się u niego jakaś słabość, nie mówię: musisz się zmienić, bo ja mam prawo do szczęścia i rację, bo mi się należy, ale patrzę na niego i mam ochotę go przytulić, pogłaskać i powiedzieć: no trudno, słaby jesteś, jak każdy, jak ja, ale mimo wszystko kocham cię. I staram się w nim dostrzegać tę miłość Pana Boga.

Pan Bóg dużo u nas zmienił. On nas odnalazł takich, jakimi nas stworzył i jakimi byliśmy od dziecka. On nas po prostu odgrzebał z tych wszystkich myśli, jacy powinniśmy być, i wydobył właśnie takich prawdziwych.W tej naszej relacji piękne jest jeszcze to, że nie ulegamy już zewnętrznym wyobrażeniom, opiniom innych ludzi.

Tak patrzę na ciebie i myślę, że masz piękną rodzinę, wspaniałego męża, dzieci, piękny dom, wszystko wam się super układa, nic, tylko pozazdrościć.

O nie, mamy mnóstwo zawirowań i trudnych momentów, także ran z przeszłości. Dla mnie jest to chociażby nagła śmierć mojego pierwszego męża i zostanie zupełnie samej z dwiema małymi dziewczynkami. To są wspomnienia, których nie życzę żadnej kobiecie. Życie nie jest tylko sielanką. A moje na pewno nie było usłane różami. Ale za to też jestem Bogu wdzięczna. Bo bez tych przeżyć nie byłabym dziś tym, kim jestem.

Moje córki patrzyły na mamę, która się zmagała z różnymi rzeczami, próbując je samodzielnie wychować po nagłej śmierci ich ojca, ale myślę, że te złe doświadczenia naprawdę nas umocniły. Dziś wiem też, że to Pan Bóg tak przemienił moje myślenie, że inaczej patrzę na trudne sytuacje, nawet te z przeszłości. Widzę też dziś, że On wtedy był ze mną. Że On mnie z tego wszystkiego wyprowadził. Że dzięki Niemu jestem tu, gdzie jestem, i że Modest jest najlepszym ojcem na świecie dla moich dzieci. I że one go kochają. A to jest wartość, której się nie da tak po prostu zamienić na coś innego.

Dzisiejszy świat wydaje się taki kolorowy, piękny, media pokazują nam najczęściej uśmiechniętych i elegancko ubranych ludzi, ale jakby tak zajrzeć pod te skorupki, to zobaczymy, że to nie u wszystkich tak barwnie wygląda. I naprawdę tym, co się powinno przede wszystkim w życiu liczyć, jest Pan Bóg.

Jest taka piękna tradycja, że wypisuje się na kartkach innym kobietom jakąś ważną myśl. Na przykład moja koleżanka robiła coś takiego na osiemnaste urodziny córki. Poprosiła koleżanki, żeby wpisały jej jakąś myśl przewodnią na życie. Co ty byś wpisała, jaką myśl dla innych kobiet?

Powiem o wpisie, który sama dostałam i który do dziś we mnie pracuje. To był wpis jednej z moich koleżanek na baby shower dla mojego synka. Są to słowa, które mnie do tej pory wzruszają: „Gabrielu, ty mały szczęściarzu. Jesteś szczęściarzem już teraz, bo w twoim domu nigdy nie zabraknie miłości”.

I tak sobie myślę, że to jest właśnie to, żeby w każdym z nas, w domu, w każdym domu, w każdej relacji nie zabrakło miłości. Żebyśmy potrafili kochać siebie, kochać ludzi, i żeby ta miłość była po prostu wszechobecna. Bo wiem, że dzisiaj wszyscy tęsknimy za miłością. Każdy z nas potrzebuje miłości. Dla mnie ta miłość, taka idealna, bierze się od Pana Boga.

Czyli to byś wpisała właśnie innym kobietom?

Tak. Życzę im, żeby w ich domach, w ich życiu, nigdy nie zabrakło miłości, której źródłem jest Bóg. Bo reszta jest tylko dodatkiem.

Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś.

Dziękuję za spotkanie. Ono też nie jest przypadkowe. Bo tam, gdzie jest wiara, nie ma przypadków, a Bóg puka do naszych serc każdego dnia.

Fot. Tola Piotrowska tolala.pl

Całość rozmowy w książce „Kobieta w wielkim mieście”

Komentarze do wpisu (0)

Chmura tagów
do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl