Miłość to obecność, to bliskość, to czas. Nie da się kochać na odległość. Ale wiadomo, że przecież Bóg poczeka. Nie mamy czasu na modlitwę nawet nie dlatego, że jej nie chcemy lub nie wierzymy, że nie wiemy jak się modlić. Nie chodzi też o to, że toczymy jakąś wielką duchową walkę. Chodzi zwyczajnie o czas.
Nie mamy czasu przecież nawet dla siebie. Na zwykła rozmowę, na popatrzenie sobie w oczy. Wpatrzeni w ekrany telefonów, zagonieni, zmęczeni, zmartwieni jutrem. Pisząc w głowie scenariusze na to co przed nami, zapominamy o tym co dziś. Zapominamy o Nim, który przecież dziś chce nam błogosławić.
Na niedzielnej mszy u o. Dominikanów o. Krzysztof Pałys zaskoczył mnie spostrzeżeniem, że nawet w dniu, kiedy nie mamy czasu, jakoś możemy jednak ten czas dla Boga „wyszarpnąć”. Sposób? To są jak nazwał ojciec te wszystkie niby „puste momenty”. Wtedy kiedy czekasz na metro, stoisz w korku, jedziesz windą, patrzysz jak gotuje się woda na kawę. Wtedy kiedy nic się niby nie dzieje.
Bóg daje nam od rana co najmniej kilka takich chwil, kiedy możemy do Niego westchnąć, kiedy możemy być z Nim. Powiedzieć mu o swoich troskach, powierzyć ludzi, których kochamy i nasze sprawy. Albo zwyczajnie się do Niego uśmiechnąć. On czeka. Tu i teraz.
Z takim westchnieniem do Niego każdy dzień jest już zupełnie inny. Na tym polega dla mnie moc modlitwy. Nie chodzi o to, że mamy coś „odklepać”, bo to potrzebne jest Bogu. Chodzi o to, że ta modlitwa potrzebna jest nam. Nieraz doświadczyłam jej mocy. Przychodzi spokój, większy dystans, życzliwość do drugiego człowieka. Wraca nadzieja. Czasem nawet może wydarzyć się cud…
Niebo jest dostępne tu i teraz. Teraz wschodzi tęcza nad naszym życiem. Może wystarczy tylko oderwać wzrok od trosk i codzienności, od strachu, od ciemności, od tego co boli i dręczy. Może wystarczy tylko spojrzeć w niebo. Ciemność jest przecież brakiem światła. Ściskając w dłoni różaniec dojechałam dziś w korku do pracy. Udało się „wyszarpnąć” kilka chwil z Nim. Wiem, że teraz ten tydzień będzie już inny.
Dlatego powiadam wam: Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom podniebnym: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się martwicie? Przypatrzcie się liliom polnym, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swym przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele polne, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie tym bardziej was, ludzie małej wiary? Nie martwcie się zatem i nie mówcie: co będziemy jedli? co będziemy pili? czym będziemy się przyodziewali? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie martwcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie martwić się będzie. Dosyć ma dzień [każdy] swojej biedy. Mt (6, 24-34)
Fot. Tola Martyna Piotrowska
Link do kazania o. Krzysztofa Pałysa OP na stronie Dominikanie Służew : http://www.sluzew.dominikanie.pl/nagrania/